Pod koniec roku, w listopadzie 2021 r kilka osób z Warszawy wraz z Acai udali się w podróż w poszukiwaniu Capoeira w kolebce tej pięknej sztuki walki. Spędzili tam około dwa tygodnie i chcieliby się podzielić krótką relacją z wyjazdu 🙂 Zapraszam do lektury! 🙂
Jak zwykle przy takich dalekich wyprawach towarzyszył nam delikatny niepokój- czy wszystko się uda, czy obecna pandemia nie pokrzyżuje nam planów, czy wrócimy cali i zdrowi. Otóż tak! Wszystko się udało! Autentycznie wszystko.. ale od początku ..
Jechała ekipa z Warszawy w składzie: Bonequinha, Lopez, Jardinheira, Viajante oraz Weronika i Acai z Wrocławia. Spotkaliśmy się na stacji benzynowej przed granicą, przepakowaliśmy na dwa auta i w drogę! W Berlinie czekaliśmy kilka godzin na lotnisku, ponieważ wylot był o 6:00 rano. Była to dość długa droga, ponieważ lot trwał 12h, a czekała nas jeszcze przesiadka w Amsterdamie. Na szczęście wszystko sprawnie poszło.
Pierwszym miastem na naszej liście było Rio de Janeiro. Większość osób wolała przemieszczać się jedynie pieszo robiąc dniami po 20-30km, ja natomiast preferowałam komunikację miejską i czasem spotykaliśmy się już w umówionym miejscu o konkretnej godzinie. Przewodnikiem naczelnym był Lopez z pomocą Viajante, który jako jedyny (poza mną) posiadał mapę offline. Ta nierozłączna para tworzyła idealny team poszukiwaczy przygód. Wychodzili razem na imprezy, wracając późną nocą, czy pojechali sobie metrem na koniec miasta, by .. wrócić pieszo 🙂
Przylecieliśmy dość późno, więc następnego dnia rozpoczęło się wielkie zwiedzanie. Poszliśmy na schody Selarona podziwiać kolorowe kafelki, a następnie spacerkiem na dzielnicę Santa Teresa szukając zaginionego wagonika 😊 Wzięliśmy sobie aqua de coco i w drogę! Mijaliśmy po drodze kilka istotnych punktów jak: Aqueduto da Carioca oraz Catedral de Sao Sebastiao. Następnego dnia nie obyło się od widoku wschodu słońca na plaży, odpoczywania, opalania się i pływania. Dzień relaksu, podczas którego kobiety się opalały, a Lopez z Viajante w tym czasie pojechali na wycieczkę na stadion Maracana. W Rio de Janeiro ważnym dla nas punktem był również trening capoeira. Pojechaliśmy na trening do grupy Abada (Professor Sil) na favele Santa Marta. Jadąc tam, nie wiedzieliśmy jak blisko są tam favele, jednak Professor zapewniał mnie, że jest bezpiecznie. Wychodząc z taksówki kierowca już nam powiedział, że dalej nie jedzie.. znaleźliśmy prędko sale i weszliśmy do środka. Okazało się, że naszych znajomych z drugiego ubera nie ma (wyjechali przed nami). Więc zostawiłam dwie osoby na sali i poszłam po resztę. Faktycznie było dość „nieswojo”, aczkolwiek teraz, z biegiem czasu i po rozmowach z Brazylijczykami też wiem, że nie było tam szczególnie niebezpiecznie. Oczywiście wzrok był na nas skupiony (przyjechało sześciu białych na favele), jednak po wejściu na salę poczuliśmy, że jesteśmy bezpieczni. Treningi prowadzone przez Professora Sil w tamtym miejscu są po części charytatywne, ponieważ opowiadał mi, że mogą w nich uczestniczyć całkowicie za darmo dzieci, które mieszkają na favelach. W ten sposób wspiera je i pomaga uniknąć przestępczej drogi.
Kolejny dzień niósł następne przygody. Postanowiliśmy wejść na wzgórze Corcovado pieszo podziwiając po drodze faunę i florę. Na górze kupiliśmy bilety na wjazd na Cristo Redentor, wypiliśmy kawę, spędziliśmy kilka chwil na oglądaniu widoków i powrót. Przy wejściu do budynku sprawdzane zostały nam paszporty covidowe oraz paszport jako dokument tożsamości. Na szczęście było dostępne wifi na miejscu, więc udało nam się wejść bez problemu. Jednak bez zaświadczenia o szczepieniu są pewne utrudnienia w zwiedzaniu oraz poruszaniu się, także polecam mieć ze sobą takie dokumenty. Podczas pobytu w Rio znalazł się również czas na zorganizowanie całodziennej wycieczki z przewodnikiem do lasu deszczowego Tijuca. Niesamowite przeżycie chodzić po takim lesie. Podziwialiśmy bujną roślinność, a w powietrzu czuliśmy wilgotne powietrze. Podczas 8h spaceru towarzyszył nam miejski przewodnik, który opowiadał ciekawe historie i legendy związane z miastem. Przewodnik mówił w języku angielskim jednak nie lepiej, niż my po portugalsku 🙂 Gdy doszliśmy na szczyt (Pico da Tijuca) mięliśmy za zadanie zejść 20 metrów w dół po linie. Widok zapierał dech w piersiach, widać było panoramę całego miasta, a chwilami byliśmy ponad chmurami. Wracając zaznaliśmy kąpieli pod wodospadem i pojechaliśmy prosto do mieszkania. Obowiązkowym punktem wycieczki była też Głowa Cukru, z której najładniejszy widok był na zatokę Guanabara i dzielnicę Botafogo, gdzie aktualnie mieszkaliśmy.
Drugim miastem na naszej trasie było Belo Horizonte. Dostaliśmy się tam jadąc autobusem przez całą noc z Rio de Janeiro. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce przywitała nas CM India wraz z Antonella (córką naszego Mistrza) 😊 W okolicach południa przyjechali goście z Sete Lagoas, m.in. CM Kong, Professor Vareta z grupy Companhia Pernas Pro Ar oraz ich uczniowie. Trening poprowadził dla nas CM Kong. W drugim dniu naszego pobytu trening poprowadziła dla nas CM India. Belo Horizonte nie słynie z wielu atrakcji turystycznych, tam się po prostu przyjeżdża trenować capoeira. Najważniejszym miejscem, które odwiedziliśmy było Praca da Liberdade, na której kiedyś odbywały się ogromne roda de rua. Pojechaliśmy również do Mercado Modelo oraz na Praca do Papa. Ponadto sama Akademia Capoeira i dom naszego Mistrza był dla nas niesamowitą atrakcją, ponieważ pełno w nim było historii, zdjęć, kartek z kalendarza.. Z Belo Horizonte wyskoczyliśmy na jeden dzień do Ouro Preto, gdzie nasi panowie udali się w poszukiwanie przygód, a my w tym czasie chodziłyśmy po jaskiniach i tunelach mając nadzieję znaleźć trochę złota 😊 Miasto bardzo klimatyczne, malutkie, strome, z wąskimi uliczkami i kolorowymi domkami, które sprawiają, że to miejsce jest takie piękne. Spędziliśmy tam dobre kilka godzin, a wieczorem wróciliśmy do Belo.
Ostatnim miejscem, wartym uwagi jest Salvador, który gościł nas pod koniec wyprawy. Myślę, że wszyscy zgodzimy się z tym, że było to najlepsze miasto na naszej liście. Bardzo dużo capoeira, jeszcze więcej Olodum (grupy muzyków, których spotykaliśmy po drodze spacerując ulicami Pelourinho). Jeśli komuś przypadło do gustu Ouro Preto, to z pewnością zakocha się w Salvadorze. Kamienice równie kolorowe, centrum równie strome. Napotkana po drodze Roda de Capoeira, czy spacerujący ludzie z berimbau, przebrani w abada- to standard. Klimat wydawał nam się nieco cieplejszy, dni gorętsze, a woda spokojniejsza. Obowiązkowym punktem na naszej liście było Mercado Modelo i skosztowanie Acaraje, które nie podeszło nam do gustu. Zjechaliśmy też windą Lacerda, z której był przepiękny widok na zatokę. W kolejnym dniu udaliśmy się na plażę Amaralina oraz Barra, by odpocząć i przybrać nieco kolorów 😊 W Salvadorze również poszliśmy do Akademii Mestre Bamba (ówczesnej Akademii Mestre Bimba). Mestre opowiadał nam sporo o historii tego miejsca i widzieliśmy też na ścianach strony z gazet, gdzie pokazane były opisy technik z capoeira. W gazetach były też artykuły odnośnie „legalizacji” tej sztuki oraz Mestre Bimba, który otworzył właśnie tę Akademie. Bardzo dużo wiedzy o ważnych wydarzeniach i uczucie, którego nie można opisać słowami będąc w tym miejscu i czytając te artykuły. W Salvadorze również ponieśliśmy się euforii i postanowiliśmy wytatuować sobie coś związanego z capoeira, z nami, z naszą podróżą. Jardinheira wytatuowała sobie apelido, a Acai wraz z Lopezem berimbau 😊
Tuż przed samym wylotem do Polski zdążyliśmy jeszcze spędzić dwa dni w Rio de Janeiro. Wyciągnęliśmy z tego miasta wszystko, co się dało wyciągnąć ! Ostatni zachód słońca, sesję zdjęciową, zakupy z pamiątkami oraz zakup instrumentów. Następnego dnia rano plaża, po południu szybki obiad (obowiązkowo Feijoada oraz Acai), taksówka na lotnisko i jesteśmy już w samolocie..
Łącznie spędziliśmy w Brazylii 16 dni. Wspaniałe wspomnienia, zapamiętane techniki z treningów, naładowana bateria i opalenizna, która do teraz nas trzyma 😊 Głównie poruszaliśmy się uberami, autobusami lub pieszo. Od czasu do czasu metrem w Rio de Janeiro, a miasta pokonywaliśmy samolotami i autokarami. To tylko krótki opis tego, co nas spotkało, bo co się wydarzyło w Brazylii.. zostaje w Brazylii 🙂
Dla mnie była to niesamowita wyprawa mimo, że byłam już kilka razy w tych miastach, bo wyjazd z tą ekipą zaliczam do najlepszych. Bardzo Wam dziękuję za ten czas i sama również polecam się na przyszłość !
Do zobaczenia Amigos !
Graduada Acai